Historia tego jak z Warszawy trafiliśmy na wieś.
Chcę się z Wami podzielić historią jak to się stało, że po 12 latach mieszkania w wielkim mieście ( W moim wypadku była to Warszawa i Filadelfia) postanowiłam razem z mężem wyprowadzić się na wieś i to taka prawdziwą spokojną wieś. Nie na przedmieścia z domkami jednorodzinnymi, które stanowią tylko sypialnie dużego miasta. Dla mojego męża to nawet większa rewolucja, bo on pochodzi z Tarnowskich Gór (to spore miasto) i wychował się w bloku.
Ile razy słyszy się takie historie, o ludziach, którzy “rzucili wszystko” i wyjechali w przysłowiowe Bieszczady? Gdzie są Ci ludzie? Te historie dotychczas były mi znane raczej z internetu czy telewizji. Jacyś korpo pracownicy mieli wszystkiego dość i postanowili sprzedać wszystko i kupić chatę na wsi. Od teraz żyją w z zgodzie z naturą i codziennie bez stresu pija kawę patrząc się na łąki i lasy, a czas powoli płynie. Brzmi banalnie. Słysząc takie historie, każdy mówi ale super, też bym tak chciał. Ale pomyśleć, a zrobić to dwie różne rzeczy, zawsze podziwiałam ludzi, którzy rzeczywiście to zrobili, nigdy jednak wtedy nie myślałam, że to coś dla mnie.
A jednak, teraz piszę ten wpis siedząc na wiejskiej werandzie i pijąc tą kawę…
Gdzie są “nasze Bieszczady”?
We wsi położonej na skraju puszczy Kozienickiej w Południowym Mazowszu. Sprowadziliśmy się do prawie 100-letniego drewnianego gospodarstwa po mojej prababci.
To miejsce jest mi szczególnie bliskie, bo od dziecka jeździliśmy odwiedzać prababcię. Potem zaczęliśmy tam nawet spędzać całe wakacje. Nasi dziadkowie przez ponad 10 lat zabierali nas tutaj na letnisko, zapewniając nam prawdziwe beztroskie wspomnienia, które trwają ze mną do dziś. Całe dnie spędzaliśmy biegając po wsi, jeżdżąc na rowerze i ganiając po polnym boisku za piłką razem z dzieciakami z okolicy. Bez telefonów, internetu czy telewizora, było wspaniale!:)
Jakby tego było mało to dwa lata temu w tym gospodarstwie na podwórku zorganizowaliśmy nasze wesele.
Skąd taka radykalna zmiana i decyzja o wyjeździe z Warszawy?
Zarówno ja i mój mąż – Wojtek uwielbiamy majsterkować i tworzyć, a życie w bloku nie daje zbyt dobrej przestrzeni do takiej twórczej działalności.
Z jednej strony oboje uwielbiamy życie miejskie i od lat mieszkaliśmy w ścisłym centrum Warszawy, aby w pełni móc korzystać z uroków miasta i spacerować do pobliskich knajp. Jednak w ostatnich latach chyba się już “wyszaleliśmy” i z wiekiem coraz bardziej zaczęło ciągnąc nas do natury. To uczucie zaczęło być potęgowane przez fakt coraz intensywniejszego wtapiania się w przeciętny tryb życia “praca-dom” i nic więcej, bo nie ma czasu, bo zmęczenie… Zawsze byliśmy mocnymi przeciwnikami takiego podejścia, płynięcia z prądem, a pewnego dnia brutalnie uświadomiliśmy sobie, że właśnie tak od jakiegoś czasu żyjemy.
Zaczęliśmy myśleć nad tym, aby przymierzyć się do zmiany trybu życia i powoli w pełni uniezależnić nasze prace od miejsca. Pierwsze kroki w tym kierunku były juz za nami oraz plany, żeby spróbować w tym roku pracy w trybie wyjazdowo-zdalnym np. na miesiąc (co zdarzało się nam już wcześniej, na krótszy czas, nawet za granicą..).
Wszystko przyśpieszyło i wywróciło się gdy nagle w marcu przyszedł coronawirus i z dnia na dzień utknęliśmy w domu pracując zdalnie. Niby nasze marzenie, no ale nie do końca tak miało to być. Siedzenie zamkniętym w bloku przez 2 miesiące dało się nam we znaki. Obje uwielbiamy jeździć na rowerze, biegać, chodzić w góry i majsterkować, a żadna z tych rzeczy nie wchodziła za bardzo w grę w tym momencie. Do tego siedząc non-stop w domu i pracując, ze zdwojoną siłą zaczęły nam doskwierać miejskie hałasy. Mieliśmy sklepy pod domem, ale na zakupy zaczęliśmy chodzić raz na tydzień albo rzadziej. Knajpy już wcześniej odpadły choćby ze względu na to, że przeszliśmy na zdrowszy tryb odżywiania, a do pracy i tak od roku w większości jeździliśmy rowerem.
Na kwarantannie, chyba jak każdy, mieliśmy więcej czasu na przemyślenia. Zaczęliśmy to wszystko analizować, plusy i minusy mieszkania w mieście oraz na ewentualnej wsi. Szybko doszliśmy do wniosku, że w obecnej sytuacji, naszym trybie życia i preferencjach nic takiego nie stracimy. Za to lista plusów i pozytywnego wpływu na nasze codzienne samopoczucie może być bardzo długa. Co ryzykujemy? Pakowanie się, przeprowadzka i całe zamieszanie z tym związane? Wiejskie niewygody, bo nie wszystko jest na wyciągniecie ręki tak jak w bloku? To przecież nie koniec świata.
Pomyśleliśmy, kto jak nie my? I stało się – wymówiliśmy mieszkanie, spakowaliśmy wszystkie rzeczy i wylądowaliśmy na wsi!
W drewnianej chałupie, bez łazienki, bez ciepłej bieżącej wody (jest zimna), z mnóstwem owadów i pająków.
Czy jest tak sielsko? Tak, są takie momenty, ale obkupione też ciężką pracą i wyjściem ze strefy swojego komfortu w bardzo dużym znaczeniu tego słowa. O czym na bieżąco będę Wam opowiadać na tym blogu i dzielić się relacjami na moim Instagramie @sprytnanatalia
Trzymajcie kciuki!
2 Comments
Add Yours →Trong thời đại công nghệ số, việc tìm kiếm một nền tảng cá cược uy tín là rất quan trọng.
Gratuluję i zazdroszczę! Ja na razie przeniosłam się do mniejszego miasta, ale nadal przeszkadza mi zanieczyszczenie gleby, powietrza i wody. Myślę, że kiedyś też będę chciała się przenieść gdzieś dalej od przemysłu. Jeszcze raz gratuluję odwagi w realizacji marzeń i powodzenia!