Jak zmieniłam letnią kuchnię w uroczy pokój gościnny
Kuchnia stała nieużywana od wielu lat, a w niej graciarnia rzeczy i mebli. W powietrzu unoszący się dziwny specyficzny zapach ze starego linoleum na podłodze. Idealne siedlisko dla pająków i innych żyjątek wchodzących przez szpary na wylot w drzwiach, które powstały pod wpływem warunków atmosferycznych na przestrzeni lat.
Ta kuchnia letnia to był nasz pierwszy remontowy projekt jeszcze zanim na dobre sprowadziliśmy się do naszego wiejskiego siedliska. Z kilku powodów. Pierwszy – bardzo praktyczny. Wiedzieliśmy, że remont starej drewnianej chaty to będzie duże wyzwanie i bardzo “brudny” proces, więc potrzebna nam była czysta oaza na czas pozostałych prac remontowych. Drugi powód – od zawsze uważałam, że ta kuchnia letnia to uroczy zakątek, który chciałam klimatycznie urządzić jako pokój gościnny, który mógłby funkcjonować w okresie wiosenno-letnim. Trzeci powód – to idealna okazja aby wykorzystać część mebli, które wiedziałam, że nie znajdą już zastosowania w domu. Poza tym, dla mnie każda okazja do wnętrzarskiego wyżywania się jest świetna, bo uwielbiam takie projekty!
Etap pierwszy – ściany i podłoga
Wynieśliśmy wszystko z pomieszczenia, pozbyliśmy się starego śmierdzącego linoleum. Potem porządne sprzątanie ścian z pajęczyn i podłóg, z tego co nazbierało się przez lata.
Kuchnia była już wyłożona płytą GK, a na podłodze zrobiona wylewka. Przed malowaniem wyciągnęłam stare gwoździe ze ścian i zagipsowałam ubytki, potem malowanie. Mimo, iż lubię kolor, to zdecydowałam się na białe ściany, bo podłoga miała być kolorowa! A dokładnie to burgundowa.
To był kompletnie niskobudżetowy remont, więc chcieliśmy zrobić nową podłogę, ale nie wydawać za dużo. Wykonaliśmy podłogę z płyt OSB, które zostały z parkietu w stodole po naszym rustykalnym weselu.
Od razu miałam wizję, że chcę podłogę w kolorze burgundowym. Ten kolor podobał mi się od dawna. Zawsze, kiedy oglądałam moje ulubione wnętrzarskie inspiracje z rustykalnych i beach-houseowych amerykańskich domów, chciałam taką podłogę. To dość odważny i niestandardowy kolor dlatego kuchnia letnia idealnie nadawała się na takie eksperymenty! 😀
Do malowania podłogi wybrałam farbę olejną, żeby była niedroga, ale trwała. Prace malarskie wykonywałam w stodole, więc zapach farby i długi czas schnięcia nie był problemem. Niestety kolor, który pierwotnie kupiłam zamiast burgundowego, okazał się być (o zgrozo!) strażackim czerwonym. Szybko dokupiłam brązową i fioletową farbę, zmieszałam ją z tą czerwoną aby zgasić ten wściekły kolor i na szczęście się udało. Przy drugiej warstwie uzyskałam kolor mocno zbliżony do tego, co sobie wyobrażałam.
Etap drugi – okno i drzwi
Wzięłam się za gruntowny remont zniszczonych dziurawych drzwi oraz okna, z których łuszczyły się warstwy starych farb olejnych. Przez kilka dni czyściłam te stare warstwy specjalnym żelem do starych powłok (3V3) oraz opalarką do drewna i dłutkami.
Opalarka okazała się dużo bardziej skuteczna, a przede wszystkim ekonomiczna (żel jest drogi, dużo go potrzeba i jest bardzo toksyczny).
Po oczyszczeniu drzwi i okna przyszedł czas na szpachlowanie ubytków i dziur.
Szyby w drzwiach były oprawione za pomocą skruszałego już kitu, co też udało się oczyścić i na nowo ładnie je wprawić
Etap trzeci – meblowanie
Z naszego warszawskiego mieszkania przyjechało z nami bardzo dużo mebli, które juz mieliśmy. Od początku wiedziałam, że część z nich nie zostanie wykorzystana w docelowym mieszkaniu, bo będę je urządzać w nowej kolorystyce i stylu. Kuchnia letnia to oddzielne pomieszczenie, które może się nieco różnić od domu.
Wstawiliśmy nasze stare tanie łóżko z Ikei, które Wojtek musiał naprawić, bo (haha) zarwało się ostatniej nocy na starym mieszkaniu.
Miałam też kilka mebli z mdf-u, które zupełnie nie pasują mi, aby wstawić do naszej rustykalnej chaty, gdzie wymarzyłam sobie wyłącznie drewniane meble. W kuchni letniej stwierdziłam, że nie musi być tak idealnie, bo to metamorfoza “na luzie”. Biała szafa z Jyska była tania, kupiona z myślą o wynajmowanym w Warszawie mieszkaniu, a przyjechała z nami aż tutaj.
Klasyczny biały regał Billy z Ikea, który pomieści nie tylko książki. Ja uwielbiam ustawiać nie tylko książki, ale różne plecione kosze na takich otwartych regałach. Pięknie wyglądają i są praktyczne do przechowywania różnych rzeczy.
Niebieska komoda z Cepelii – znaleziona na mokotowskim śmietniku, wystylizowana przeze mnie na biało niebiesko – nie mogła znaleźć lepszego miejsca! Na komodzie lustro kupione w lokalnym sklepie ze starociami za grosze (oryginalnie służyło w kąciku do odświeżania na naszym weselu).
Całośc dopełniona drobnymi dodatkami, jak dywanik z Ikea, pleciony kosz na pranie, służący tutaj jako stolik pomocniczy, drewniane stołki i trochę kwiatów doniczkowych, bo nic tak nie ożywia pomieszczenia jak odrobina naturalnej zieleni!
Tak prezentuje się kuchnia w całej okazałości. Biorąc pod uwagę, że wykorzystaliśmy do niej wszystkie meble, które posiadaliśmy, to jedyny koszt jaki musieliśmy ponieść, to farba na podłogę, ściany oraz własna praca.
Jeśli szukasz inspiracji do zrobienia podobnego projektu (nie koniecznie musi to być kuchnia letnia), a nie dysponujesz zapasem mebli, które można wykorzystać, to nic straconego! Jest mnóstwo sposobów na to, aby zdobyć fajne meble za grosze lub w ogóle za darmo – internet to kopalnia możliwości. W kolejnym wpisie zdradzę moje sposoby na szukanie świetnych okazji na tanie meble i dodatki.