Niebieska rustykalna kuchnia DIY

Hej, dziś zapraszam Was do mojej rustykalnej kuchni. W końcu nabrała finalnych kształtów i można powiedzieć, że jest skończona. Choć ze mną to nigdy nie wiadomo 😉

Wpis o kuchni podzieliłam na dwie części. Pierwsza związana z jej ostatecznym wyglądem i prezentacją. Druga część będzie bardziej techniczna, gdzie opowiem, jak wykonywaliśmy poszczególne elementy i z czego to wynikało.

Nasza kuchnia mieści się w prawie 100-letnim domu. Tak wyglądała jeszcze rok temu, zanim zaczęliśmy prace związane z domem: 

A tak prezentuje się teraz:

Układ kuchni i mebli

Kuchnia to pomieszczenie o wymiarach 5,5m x 3,2m, czyli pozornie duże. Jednak spora przestrzeń jest wykorzystana przez ciągi komunikacyjne, bo jest to pomieszczenie przechodnie, w którym znajdują się trzy pary dużych drzwi. Ponadto narożnik kuchni zajmuje stary piec kaflowy. Do tego dochodzą jeszcze dwa okna. 

Bardzo zależało mi na zachowaniu dawnego klimatu kuchni, dlatego większość elementów to meble wolno stojące. Jest ogromny niebieski kredens, który kupiłam w ciemno zanim jeszcze nawet wzięliśmy się dobrze za remont domu, stół z krzesłami, komoda na mniej kuchenne rzeczy i ławka pod piecem kaflowym. Wszystkie meble są 100% vintage.

Kredens

To jest mój absolutnie ukochany mebel w kuchni. Od początku wiedziałam, że w prawdziwej wiejskiej kuchni musi być kredens i na jego szukaniu spędziłam wiele miesięcy. W końcu trafiłam na tą niebieską piękność czekającą na moją kuchnię. Choć nie obyło się bez stresu. Wybrałam chyba jeden z największych kredensów, jakie w ogóle można spotkać i trzeba było go wnosić przez okno! Są też plusy takich gabarytów. Ten kredens jest niesamowicie pojemny. Trzymam w nim większość naszej zastawy (talerze, kubki, miski, szklanki, kieliszki itp.). Jest też miejsce na tzw. barek ;). Głęboki dół pełni funkcję spiżarni oraz ma miejsce na przechowywanie sprzętów kuchennych. Jeszcze go nie zapełniłam.

Stół

Uważam, że powinien być w każdej kuchni, choćby malutki. Nasz stół to wytropiona przeze mnie staroć, która z brzydkiego i taniego (350zł!) kaczątka przemieniła się w łabędzia. Wystarczyło dostrzec w nim potencjał, dać do piaskowania i zaolejować. Relacja z odnawiania stołu zapisana jest w wyróżnionych na moim Insta @sprytnanatalia.

Zabudowa

Druga część kuchni to ciąg: lodówka, zlew, kuchenka i blat roboczy, czyli już bardziej współczesne rozwiązanie – zabudowa. 

To najnowszy dodatek, bo przez wiele miesięcy ta część kuchni była “zlepiona” z różnych starych szafek, aby tylko działała. Po tak intensywnym remoncie całego domu nie mieliśmy już sił, aby zimą zajmować się kuchnią. Postanowiliśmy odpuścić na kilka miesięcy, aby nie robić nowej kuchni na kolanie i byle jak. Zwłaszcza, że chcieliśmy ją zrobić zupełnie sami, bez udziału fachowców. 

Jeśli chodzi o układ, to długo mogłabym się nad tym rozwodzić (co robiłam opowiadając wszystko ze szczegółami w Stories na moim Insta @sprytnanatalia ), ale wierzcie mi na słowo, że biorąc pod uwagę milion opcji i rzeczy do uwzględnienia, to był jedyny sensowny układ – zmieścić zabudowę na tej ścianie.

Nasza kuchenna zabudowa składa się z własnoręcznie wykonanych i wystylizowanych frontów zamontowanych na korpusach z Ikea (w przypadku dolnych szafek) oraz w całości wykonanych przez Wojtka drewnianych szafek u góry. Do tego dochodzą dwie otwarte półki i okap kuchenny, również zrobione przez nas od zera. 

Nie mamy zbyt wielu szafek kuchennych, a do tego świadomie zrezygnowaliśmy z dodatkowej przestrzeni na rzecz butli na gaz czy otwartych półek. Wynika to z tego, że nie wyznajemy w tym wypadku poglądu: im więcej szafek tym lepiej. Lubimy mieć dość ograniczony zestaw kuchennych naczyń, garnków, robotów czy zastawy. U nas wszystko mieści się bez problemu w tej przestrzeni. Według nas nadmiar szafek prowokuje do dokupowania kuchennych gadżetów, które potem przez większość roku stoją nieużywane.

Okap kuchenny 

To istne serce tego domu i historia zapisana w drewnie z odzysku. Od początku chciałam mieć piękny farmhousowy okap inspirowany amerykańskimi zabudowami. Oglądałam wiele projektów na Pintereście, jednak żaden wzór nie spełniał moich oczekiwań w 100%. Postanowiłam zaprojektować swój własny okap łącząc w jednym kilka projektów, które mi się podobały. Z budową kuchni zbiegała się w czasie rozbiórka starego drewnianego płotu. Bardzo chciałam zachować jakiś jego kawałek i tak główną część zabudowy stanowią wyczyszczone deski ze starego płotu. Mają pięknie podkreślone rysunki drewna, a czyszczenie wodą pod ciśnieniem dodatkowo je uwypukliło. Wieniec został wykonany z ościeżnicy drzwiowej oryginalnych prawie 100 letnich drzwi, które również musieliśmy wymienić. Kolor wieńca to autentyczne spatynowane drewno. 

Otwarte półki 

Bardzo chciałam półki wykonane z desek o surowym lekko niedokończonym wyglądzie i nierównych krawędziach. Nigdzie nie mogłam znaleźć idealnej deski. Dlatego skorzystałam z pokładów starego drewna w naszej stodole i samodzielnie wykonałam odpowiednie półki (dokładnie wykonanie półek pokażę w kolejnym wpisie). Retro wsporniki półek kupiłam gotowe w sklepie rustykalne uchwyty.pl 

Miałam duży dylemat który model wybrać. Finalnie zdecydowałam się na wsporniki zakończone dodatkowo wieszakiem. Kolor półek dopasowałam do wieńca okapu i wybarwiłam za pomocą specjalnego postarzacza do drewna.

Płytki

Górę i dół zabudowy kuchni łączą stylizowane na “ruszone zębem czasu” płytki hiszpańskiej firmy Peronda.

Jeśli ktoś z Was poszukuje takich właśnie klimatów, to ta firma ma przepiękne wzory. Płytki wpasowały się tak dobrze, że nawet kilku członków mojej rodziny, którzy znali to miejsce przed remontem, byli przekonani, że te płytki na ścianie były od zawsze i mają nadzieję, że nie będę ich zrywać 😀 

Chce jeszcze zwrócić uwagę na kilka drobnych smaczków. 

Uchwyty relingowe do szafek

Wybrałam dość masywne uchwyty w kolorze starego złota. Chciałam żeby były główną ozdobą frontów i wygodnie się otwierało szafki podczas gotowania. W razie potrzeby można na nich też zawiesić ściereczkę. Znalazłam je na Allegro i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona stosunkiem ceny (atrakcyjnej jak na takie masywne uchwyty) do ich super jakości. W dodatku ta seria posiada bardzo duży wybór różnych długości uchwytów i dodatkowo małych gałek.

Małe gałki dodałam do kredensu, gdzie brakowało uchwytów. Były tylko dekoracyjne szyldy, do których nie udało mi się wcześniej dobrać pasującego koloru złota.


Chcesz zobaczyć inne ciekawe dodatki wnętrzarskie, które udało mi się wyszukać?

Zasłonka maskująca butlę gazową i zmywarkę

To kolejny istotny detal, bo u mnie nic nie może być prosto i z pewnością nie ma przypadkowych elementów. 😉 

Wyruszyłam na internetową misję poszukiwania idealnej szmatki lnianej na tę zasłonkę i oczywiście było kilka “ale”. 

Nie chciałam zupełnie gładkiej zasłonki. Myślałam o wzorze, ale szybko zorientowałam się (przymierzając tkaniny, które miałam w domu), że zbyt intensywne wzory będą kłócić się z dość ozdobnymi już płytkami na ścianie. 

Pomyślałam więc o delikatnych prążkach, pasach czy kratkach, ale nie mogłam znaleźć wystarczająco delikatnego wzoru lnu, a inne wyglądały jak typowy wzór na ściereczkach kuchennych. Wierzcie mi, spędziłam kilka dni na oglądaniu w sieci wyłącznie tkanin. Aż w końcu zobaczyłam te idealne groszki. 

Nigdzie nie widziałam wcześniej takiego wzoru i totalnie się zakochałam! 

Tkanina ma subtelny wzór i jest dwustronna (biała z błękitnymi groszkami lub błękitna z białymi). Myślę sobie idealnie, bo jak przyjdzie, to finalnie będę mogła zdecydować czy dać bardziej błękit, czy to będzie przesada i iść w biel. Okazało się, że ten wzór jest produkowany wyłącznie przez lniany sklep na Litwie, a wysyłka kosztuje 50zł za szmatkę w kopercie, czyli prawie drugie tyle co 1 mb tej tkaniny. Gryzłam się z tym kilka dni (bo lokalnie mogłam kupić kawałek lnu za 30zł), ale nie mogłam już “odwidzieć” tych pięknych grochów – no więc szalona ja. Zamówiłam szmatkę z Litwy, która po drodze jeszcze się zagubiła u kuriera i czekałam na nią łącznie prawie 3 tyg! Ale zdecydowanie było warto.

Wiem, że taka analiza odnośnie jednej szmatki może przyprawić wiele osób o zawrót głowy. Jednak dla mnie tego typu poszukiwanie odpowiednich detali do wnętrza to normalne, to moja pasja. 

Tą historyjką chciałam Wam też pokazać, ile trwa czasami dogrywanie takich dodatków. Szczególnie kiedy nie mamy nielimitowanych budżetów. Dlatego piękne, harmonijne wnętrza można budować i uzupełniać latami, ale naprawdę warto włożyć w to wysiłek.

Blat kuchenny 

Od początku byliśmy zdecydowani na drewniany masywny blat. Z analizy tego, co jest ogólne dostępne na rynku w sieciówkach jak: Obi, Leroy Merlin, Castorama czy Ikea najkorzystniej cenowo wyszedł blat z Obi.

Jest to blat o grubości 37mm, dębowy i kosztował ok 600 zł za 3m kawałek. W Leroy lub Castoramie grube blaty były już po 800-900 zł, a Ikea była dla nas poza wyborem. Tam w cenie blatów drewnianych oferują jedynie drewniane forniry. Po 3 miesiącach użytkowania naszego blatu jesteśmy bardzo z niego zadowoleni. 

Sprzęty i wyposażenie

Zlew 

Od zawsze marzył mi się ogromny jednokomorowy zlew z wysuniętym białym frontem. Wybrałam najbardziej atrakcyjny cenowo z dostępnych na rynku zlew Havsen z Ikea. Im więcej korzystam z tego zlewu, tym bardziej go lubię. Jest super poręczny i można w nim umyć bez problemu największe garnki czy nawet stolnicę. Jeśli chodzi o wygląd, to zlew ma delikatnie nieregularny kształt i powierzchnię. Jakby była uformowana ręcznie, a nie w fabryce. Dla mnie jest to zdecydowany plus wyglądu. Choć dla osób lubiących bardzo nowoczesną estetykę to może być wada.

Płyta kuchenna

Tutaj również padło na Ikea. Wybrałam chyba największą dostępną płytę – pięcio palnikową. Mimo, iż odbyło się to kosztem obszaru roboczego, który jest u nas dość niewielki. Wpasowując się w stary dom, którego nie przebudowujemy od zera, trzeba podejmować szereg świadomych kompromisów. Taką dużą płytę, z masywnym rusztem chciałam mieć odkąd mieszkałam w Stanach, gdzie są one standardem. A ja miałam okazję dobrze je przetestować. Świadomie też i zgodnie wybraliśmy z Wojtkiem płytę gazową pomimo, że wiąże się to z przechowywaniem butli pod blatem (u nas na wsi nie ma gazu ziemnego). Jesteśmy zwolennikami gotowania na gazie i to się raczej nie zmieni. Co ciekawe, wychowałam się w domu na płycie elektrycznej i indykcyjnej. Jednak odkąd poszłam na studia i zaczęłam gotować na gazie, to nie wróciłabym do płyty. Choć wiem, że obecnie to raczej mało popularny pogląd 😉

Piekarnik 

To jeden z bardziej podstawowych modeli jakie są, bez bajerów. Z racji tego, że bardzo mało pieczemy, to nie był to dla nas ważny sprzęt, więc naturalnie skupiłam się tu raczej na estetyce niż funkcjach. Chciałam, aby piekarnik był możliwie prosty w wyglądzie i nie miał cyfrowych wyświetlaczy.

Lodówka i zmywarka 

Oba sprzęty były kupione tymczasowo przed decyzją o zakupie domu i remoncie, więc narazie dopasowaliśmy je do kuchni. Docelowo prawdopodobnie wymienimy zmywarkę na taką w zabudowie. Następną lodówkę wybiorę również wolnostojącą, ale taką o zaokrąglonych kształtach w stylu retro.

Tak prezentuje się nasza kuchnia. Zdaję sobie sprawę, że niektóre nasze wybory są dość nietypowe w porównaniu do przyjętych obecnie standardów. Jednak dla nas liczy się to, że wszystkie decyzje były świadome i skrojone pod nasze indywidualne dość specyficzne potrzeby. 

Myślę, że to jeden z ważniejszych aspektów podczas urządzania własnej przestrzeni – dokonywać świadomych wyborów skrojonych pod własne potrzeby i nie podążać zbyt mocno za obecnie panującą modą czy trendami.

Jestem ciekawa czy macie jakieś nietypowe lub niepopularne rozwiązania w swojej kuchni dostosowane właśnie do Was?


Koniecznie zajrzyj też na mój Instagram @sprytnanatalia, gdzie regularnie udostępniam Stories z filmikami i poradami.

2 Comments

Add Yours →

Kuchnia przecudna, gratuluję! Sama przymierzam się do nauki pracy z drewnem i renowacji mebli, a przed remontem domu na wsi ten wpis jest dla mnie kopalnią inspiracji. Bardzo dziękuję za dużo konkretów!

Dodaj komentarz